Cześć!
W tym miesiącu piszę do Ciebie z lekkim opóźnieniem. Zabrałam się za styczniowy newsletter już znacznie wcześniej, ale tyle rzeczy wydarzyło się w Gdańsku i w Polsce ogólnie, że słowa utknęły mi w gardle (w tym przypadku na klawiaturze) i przez ok. 2 tygodnie byłam po prostu zablokowana. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo wydawało mi się, że żadne słowa nie były ani wystarczające, ani odpowiednie.
Dziś poczułam, że w końcu jestem w stanie coś napisać 🙂
Wrócę więc do tematu, który chodził mi po głowie juz na początku roku. Wtedy to zrealizowałam swój prezent świąteczny- zaproszenie dla 2 osób na kolację w ciemności. Byłaś kiedyś na takiej imprezie? 🙂
Muszę Ci powiedzieć, że ja miałam mieszane uczucia – od zaciekawienia i podekscytowania po zwątpienie, czy organizatorzy staną na wysokości zadania.
Nie będę tu relacjonować całego wydarzenia (które jest moim zdaniem warte przeżycia), a jedynie podzielę się z Tobą czymś, co można zauważyć jedynie po przebywaniu w ciemności…
W kolacji wzięło z nami udział ok. 20 osób. Kiedy weszliśmy do sali, większość osób siedziała już na krzesłach i czekała na prowadzącego. Cisza jak makiem zasiał… Niektóre pary od czasu do czasu szeptały sobie coś do ucha. Każdy nowo przybyły mógł wyczuć na sobie świdrujący wzrok pozostałych…
Po kilku minutach roześmiany chłopak przedstawił nam kilka zasad, których trzeba przestrzegać w ciemności. Następnie każda para, prowadzona przez kelnera, wchodziła do całkiem ciemnego pomieszczenia. My weszliśmy prawie jako ostatni. Gdy tylko przeszliśmy przez ostatnią już warstwę chroniącego przed światłem materiału, uderzył mnie niesłychany gwar, śmiechy i wszechobecne rozmowy. Nie widać było nawet własnej ręki, więc tym bardziej nie wiadomo było kim jest osoba obok, z którą zaczyna się rozmawiać.
Ta atmosfera otwartości panowała prawie przez całą kolację. Prawie, bo w momencie, kiedy w sali robiło się coraz jaśniej, robiło się też coraz ciszej…
Powoli kończyły się rozmowy i śmiechy, a na ich miejscu pojawiały się twarze. Te twarze rozglądały się dookoła i z coraz mniejszą chęcią i odwagą odpowiadały na pytania prowadzącego.
Po wyjściu z pomieszczenia, w którym jedliśmy, wszystko wróciło do stanu pierwotnego- zero śmiechu, a rozmowy jedynie szeptem.
Dlaczego taka różnica w zachowaniu ludzi? Taka diametralna zmiana w nastawieniu do innych, do świata, do siebie samego?
Po wyjściu z restauracji od razu przypomniał mi się warsztat, który prowadziłam ponad rok temu. Zebrało się na nim kilka dziewczyn, które stwierdziły, że nie realizują swoich marzeń i planów na życie, bo boją się reakcji innych i tego, jak zostaną odebrane.
Strach przed krytyką. Własnie TO zniknęło w momencie, kiedy znaleźliśmy się w totalnej ciemności. My nie widzimy innych, oni nie widzą nas… To co mieliby krytykować, nasz głos? Przecież i tak nie wiadomo, kto to powiedział 😉
Cieszę się, że wzięłam udział w tej kolacji, bo mogłam na niej poznać ludzi takimi, jacy są naprawdę. Takimi, jacy byliby w społeczeństwie, gdyby nie bali się krytyki.
Wiesz co powiedziałabym im, gdybym miała po tej kolacji swoje 3 minuty?
Opowiedziałabym o DIECIE MENTALNEJ. O tym, że nasz strach przed krytyką napędzany jest naszymi myślami. Myślami, które kierujemy ku innym.
Jeśli zdarza Ci się oceniać w myślach innych, albo nawet skrytykować coś w ich zachowaniu, czy wyglądzie, to napędzasz tym Twój strach. Skoro Ty krytykujesz, to normalne staje się dla Twojej podświadomości, że inni też tak robią. Może Ci się wtedy wydawać, że gdziekolwiek pójdziesz, będziesz oceniana, wytykana palcami, wyśmiewana… To nie pomaga rozwijać skrzydeł. To je podcina.
Dieta mentalna to nic innego, jak blokowanie dostępu tych oceniających myśli do Twojej głowy. Spróbuj jej przez kilka godzin, potem kilka dni… Kiedy poczujesz różnicę w swoim samopoczuciu i w nastawieniu do życia, będziesz już na zawsze chciała pozostać na tej diecie 🙂
Polecam tę jedyną, moim zdaniem, DIETĘ CUD.
Najnowsze komentarze